Moja rodzina
Boję się nawet zaczynać pytać siebie jak się czuję. Boję się medytować. Boję się zaglądać wgłąb siebie, bo wiem co tam znajdę. Przepełnia mnie strach przeplatany smutkiem, z przerwami na radość i poczucie rozluźnienia.
Jeszcze niedawno, zanim otworzyłam dach mojego domu czułam się zupełnie normalnie, a teraz jestem przygnębiona i niesamowicie poirytowana.
Mam ochotę wdawać się w kłótnie, bić na ulicy, obrażać moje koleżanki, okrutnie żartować z ludzi. Czuję jakby moje poczucie własnej wartości padło na kolana. Czuję się głupia, jestem na siebie wściekła za tą nerwicę, czuję się leniwa, jestem zła, że czuję zmęczenie, wyglądam staro i brzydko.
Boję się, że wszystko co mam - utracę tak jak kiedyś.
Kiedyś wydawało mi się, że mam całkiem szczęśliwą rodzinę.
Tata nie pił, mama miała ataki śmiechu podczas wspólnych gier planszowych, maja była z nami, a potem wszystko zostało całkowicie zmiażdżone.
Pamiętam jak robiłam sobie w myśli ‚zdjęcie’ mojej rodziny, kiedy wszyscy leżeli przytuleni i się śmiali. Albo kiedy schodziliśmy na czworaka po schodach jak w Monthy Pythonie zaśmiewając się do łez. To były piękne, szczęśliwe chwile, nigdy nie czułam się szczęśliwsza i bezpieczniejsza. Nie umiem o tym pisać bez płakania. Tak bardzo tęsknię za moją rodziną, którą kiedyś miałam. A teraz czuję jakbym trochę nie miała.
Ostatnio strasznie tęsknie, tęsknie za tatą, którego tak bardzo kochałam i który mnie oszukał i opuścił.
Tęsknie za siostrą, która nas (i mnie!) opuściła, żeby ratować siebie.
Tęsknie za mamą, której nigdy nie było, a teraz już jej nie umiem kochać tak jak powinnam.
Opuszczenie to moje główne uczucie i strasznie się tego wstydzę.
Że jestem słaba, zraniona z niekończącym się poczuciem krzywdy.
Wszyscy byli tak zajęci swoimi tragediami, że nikt mnie nie zauważał. Nie sprawiałam problemów, zawsze byłam zdolna i dość pilna.
Nie pokazywałam emocji.
Nie buntowałam się.
Siedziałam w swoim pokoju jak królewna na wieży i nikt nigdy po mnie nie przychodził.
Ja za to nasłuchiwałam, podglądałam, rozmyślałam. Czekałam.
Marzyłam o księciu z bajki, który wyrwie mnie z tej samotni i uciekłam do pierwszego księcia, który się pojawił. Miałam szczęście, że trafiłam na Dariusza, pomógł mi i dał poczucie bezpieczeństwa.
I możliwość ucieczki, kiedy na początku naszego związku zerwał ze mną, to czego najbardziej mi było szkoda, to nie On, ale to, że będę musiała zostać w Domu.
Nie jadłam, nie spałam, nie żyłam, bo wizja ucieczki z tego Domu mogła okazać się odłożona w czasie.
Tak bardzo nie chciałam już być tak potwornie samotna.
Tak bardzo chciałam, żeby ktokolwiek zainteresował się mną, podrążył, odkrył jak cierpię, jak strasznie cierpię po śmierci ojca.
Cały rok tuż po tym nie mogłam pogodzić się z jego odejściem, mimo że dobrze się stało że już nas więcej nie krzywdził.
Te emocje są sprzeczne i straszne, bo gardzę nim i nienawidzę go, ale też strasznie go kocham i był moją pierwszą ‚miłością’, wzorcem mężczyzny, który zawiódł, zniknął, zniszczył sam siebie i całą naszą rodzinę.
Jego alkoholizm zniszczył moją mamę, ona zniszczyła moją siostrę, a samotność i ich brak uwagi zniszczył mnie. Kiedy nie pił rozmawialiśmy, oglądaliśmy filmy, graliśmy w szachy, słuchaliśmy muzyki, a potem zaczął znowu pić i porzucił mnie całkowicie, już zupełnie nikt się mną nie interesował, a ja musiałam pajacować z zewnątrz śmiejąc się i przynosząc same piątki, nocami płakałam i wbijałam paznokcie w kołdrę, bo cierpienie przygniatało mnie jak jakiś demon.
Samotność i strach. Wyobrażałam sobie światy, rzeczy których nie mogło być, gdzie jestem w centrum uwagi, widziana, niezwykła, otoczona miłością.
Gdzie stawiam czoło złu i wygrywam. Gdzie jestem odważna i nie boję się.
Teraz mam życie jakiego chcę, mam prawdziwego księcia, jestem otoczona ludźmi, którzy się o mnie troszczą i kochają mnie.
Osiągnęłam to co chciałam, ale dziewczyna, która we mnie mieszka płacze nadal rozpaczliwie każdej nocy i bardzo chciałabym jej pomóc, nie mogę patrzeć na jej cierpienie, ale nie wiem jak odwrócić przeszłość.
Przykro mi, że tak cierpisz - widzę Cię!